piątek, 31 października 2014

Rozdział 8


 
 
- Kamila? – zapytał chłopak którego gdzieś już widziałam… Już wiem!
- O kurde… Adrian?
- Nie wierzę, tyle lat… Co ty tu robisz tak w ogóle?
- Wpadłam po tabletki bo ani ja ani moja przyjaciółka nie mamy
- Kurczę pasowałoby się spotkać i pogadać… Nie no nadal nie wierzę – powiedział i uśmiechnął się – moja mała kuzyneczka, a teraz taka laska
- Hahah proszę Cię, muszę lecieć, ale wiesz co, masz jakąś karteczkę? – zapytałam i nie mogłam uwierzyć, że chłopak którego widziałam ostatni raz jakieś 7 lat temu mieszka teraz koło Majki
- Piotrek, gdzie są te żółte karteczki? A dobra już nie trzeba, znalazłem – powiedział wyjmując z szafki w kuchni plik małych, żółtych karteczek. Zapisałam mu na jednej z nich numer telefonu
- Musimy się jakoś zdzwonić i spotkać, tyle lat do nadrobienia.. – zaproponowałam
- Obowiązkowo! A co robisz dziś wieczorkiem? Może jakaś kolacja, hmy?
- Wiesz, powinnam pojawić się w domu i trochę pobyć z mamą
- A coś się stało? – powiedział zaniepokojony
- Nie, nie spokojnie, nic się nie stało po prostu chcę z nią spędzić dzisiejszy wieczór, tak jak matka z córką
- Aha… Nie no spoko, ale jak coś to śmiało wbijaj się wygadać
- Jak będę miała potrzebę to wbiję, tylko ostrzegam mam takie potrzeby czasem o czwartej nad ranem
- Nie, nie, nie moje ramię do wypłakania czynne jest od dziesiątej
- Hahah, no dobrze, to ja lecę, bardzo dziękuję za tabletki i do zobaczenia
- Czekaj, czekaj, jeszcze moment… - chwycił mnie za rękę – Jakie tabletki?
- No te przeciwbólowe – pokazałam mu co trzymam w ręku – ten Piotrek mi je dał
- Piotrek dlaczego nie dałeś Kamili całego opakowania tylko jej tak wydzieliłeś?
- Bo nazwała mnie chujem – odpowiedział
- A no tak faktycznie, to się nazywa logiczne wytłumaczenie… Dobra mała nie zajmuję Ci już czasu, jak się śpieszysz to trudno, do następnego!
- Papa, trzymajcie się!

 
Pożegnałam się z nimi i wyszłam z ich mieszkania. Nadal nie mogłam uwierzyć, że po tylu latach spotkałam się z moim kochanym kuzynem Adrianem.

Z Adrianem zawsze świetnie się dogadywaliśmy. Byliśmy przyjaciółmi, bardzo dobrymi. Adrian jest kilka lat starszy ode mnie, a dokładnie.. Pięć, tak pięć lat starszy ode mnie, zawsze się wyzywaliśmy od knurków, od czego się tylko dało. Byliśmy jak brat i siostra, wszędzie razem. Nasze drogi rozeszły się w chwili kiedy musiałam wyjechać z Berlina do Warszawy a ostatecznie do Bełchatowa. Obiecaliśmy sobie, że jeszcze kiedyś się spotkamy i tak się stało. To się nazywa przyjaźń, nie? Po siedmiu latach pisania jakiś listów które nigdy nie docierały, zgubienia numerów spotkaliśmy się. Ahh… Życie jest jednak piękne a szczęście się uśmiecha, albo jak to mówi Maja „Życie pierdoli nam po równo” – to też prawda więc wyprostuj się!

Kiedy weszłam do mieszkania zobaczyłam Majkę z jakąś ścierką w ręku. Chyba ogarnęła w końcu ten napis w salonie.

 
- Chodź szybko! – powiedziała
- Co się stało?!
- Dzwonił!
- Kto?
- No ten ktoś, do Ciebie na komórkę. Oddzwoń!
- A może… - przerwała mi
- Morze to jest na północy naszego kraju a telefon przed tobą, dzwoń
- Masz te tabletki – podałam jej tabletki a ta odłożyła je na blat
- Już mnie głowa nie boli
- Dobrze, ja idę zadzwonić na balkon a ty myjesz ścianę, jasne?
- No ale…
- Ale Ale Aleksandra – posłałam jej całuska w powietrzu
- Szuja!
- Też Cię kocham! – odpowiedziałam jej z balkonu


Wybrałam numer, ale było zajęte więc postanowiłam, że poczekam chwilkę i spróbuję jeszcze raz. Nie musiałam długo czekać bo telefon sam zaczął dzwonić

 
- No w końcu! – fakt pierwszy: mężczyzna
- Halo? Ha! Tak kilka dni próbujesz się do mnie dodzwonić, przepraszam, ale..
- W porządku nie musisz się tłumaczyć – fakt drugi: wyrozumiały – Widziałaś to zdjęcie w gazecie? Ładnie wyszliśmy – fakt trzeci: czytał gazetę i to on! Ten chłopak z gazety czyli Karol!


- Hahah, ale no ja jednak ładniej
- Taaa… Hahah, na pewno… Wiesz po co dzwonię?
- Nie mam pojęcia
- Dziewczyno moja, no, – zaczęliśmy się śmiać – czas na pokutę!
- No tak… Słucham, co tam wymyśliłeś?
- Co robisz we wtorek o 11?
- Jestem w szkole
- Oo… - jego głos zesmutniał - A o której kończysz?
- We wtorek… Czekaj, przecież jest teraz długi weekend. Mam wolne.
- No to wspaniale! To przyjedź tak o 10.40 – 10.45 pod Energie, chyba, że po Ciebie podjechać?
- Niee, nie trzeba, będę, a mam coś ze sobą zabrać?
- Masz się ubrać jak na trening, sportowo
- Aha, spoko, okey
- Okej?  
- Okej
- O brzmi jak scena z tego filmu, hahah – fakt czwarty: oglądał / czytał „Gwiazd naszych wina”, jedyna książka którą przeczytałam w trzy dni – Aha, ale czekaj bo może być problem z twoim wejściem na hale..
- Tym się nie przejmuj, poradzę sobie
- Ale wiesz co, chodzi mi o to, że mogą Cię nie chcieć wpuścić… - przerwałam mu
- Uwierz, że wpuszczą, ma się przysługi i będzie przynajmniej okazja je wykorzystać
- No dobrze, zobaczymy. Jak coś to zadzwoń, ja podejdę, Nie zabieram więcej czasu… To do wtorku
- Hah, tak do wtorku miłego popołudnia
- No dziękuje i nawzajem – powiedział po czym rozłączył się. Nie ukrywam, że po tym jak zadzwonił na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

 
Ogarnęłam się z tego uśmiechu i weszłam do salonu, gdzie Majka kończyła mycie ścian. Muszę przyznać, że to mycie jej „pykło”. Nie było nawet śladu. Pomogłam jej wszystko posprzątać i zabrałyśmy się za zrobienie czegoś do zjedzenia. Ja w między czasie zadzwoniłam jeszcze do mamy i powiedziałam jej, że sama wrócę do domu, w końcu Maja mieszka teraz 15 minut drogi ode mnie.

Maja zrobiła swoje popisowe danie na kaca czyli jajecznicę z kaparami. Zawsze jak jesteśmy „wczorajsze” to jemy coś takiego bo to pomaga – tak, tak wiem jajecznica na spóźniony obiad. Posiedziałyśmy jeszcze trochę i wybiła dziewiętnasta. Stwierdziłam, że zbieram się do domu – miałam ten wieczór spędzić z mamusią.

 
- A powiesz mi kto to był?
- Ehh… Ty to w ogóle gazet nie czytasz…
- A co, co jest w gazecie?
- No ja i Kłos, podobno jestem jego dziewczyną.. Ale mówiłam Ci to wczoraj..
- Ta, wiesz dobrze, że masz lepszą głowę do picia niż ja. Ale wy serio jesteście parą? – zapytała mnie, po czym zaczęła piszczeć
- Maja, spokojnie nie jesteśmy parą. Oblałam go przypadkowo kawą i..
- No na pewno przypadkowo… - wtrąciła swoje trzy grosze
- Majka! Przestań! Nic się między nami nie wydarzyło, oblałam go kawą a on wziął winę na pół. Swoją połówkę już odrobił, a ja swoją we wtorek i tyle, nic więcej
- A jak masz ją odrobić? – zaczęła pokazywać jakieś dziwne ruchy rękami
- Maja… - zaczęłam się z niej śmiać – nie tak, hahah. Zboczeńcu! Wychodzę! Nie będę tęsknić! – otworzyłam drzwi i zaczęłam wychodzić
- Ej no! Pożegnaj się chociaż! – odwróciłam się i posłałam jej całuska – Może być, papa do jutra!
- Papa! – odpowiedziałam jej i weszłam do (w końcu) naprawionej windy

 
Najkrótsza droga prowadziła przez park. Z mojego lenistwa, poszłam parkiem, ale już od samego początku czułam że ktoś mnie obserwuje...
 

 

Mamy kolejny :)

Pod ostatnim pojawiło się wiele komentarzy, że przekleństwa „kłują w oczy”, starałam się w tym rozdziale je wyeliminować. Wyszło… Jak wyszło zostawiam Wam do oceny ;)
 

4 komentarze:

  1. Wyszło wyszło...robisz postępy w tej kwestii xD
    Noo jednak moje przypuszczenia się nie sprawdziły no ale wkońcu się zdzwonili :-)
    Ciekawe kto Ją obserwował....proszę szybciutko kolejny :*
    Rozdział rewelka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahah, świetny :) Zdzwonili się wreszcie uhuhu! Łostro było, na domówce przy wódce.
    Czekam na kolejny Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na 33 zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com
    oraz na coś nowego w moim wykonaniu zycie-jest-jak-pudelko-czekoladek.blogspot.com gdzie pojawili się bohaterowie ;)
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Super pozdrawiam i zapraszam do mnie siatkowakmilosciprzyjazn.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń